Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


14. Odwiedziny niedzielne.


Pogodnym błękitem uśmiechało się niebo nad ożywionem miastem. Dachy kamienic błyszczały w słońcu, ulice połyskiwały bielą, jak jasne wstęgi, po których ciągnęły zwarte szeregi różnobarwnie wystrojonych spacerowiczów.
Pan Bielawski stał w bawialni, bębniąc palcami po szybie okiennej. Fabrykant Miller przejechał właśnie ulicą w swym błyszczącym powoziku zaprzężonym w dwa ogniste kasztany.
— Trudno będzie wytrzymać, — westchnął pan Bielawski napół do siebie, napół do żony i wsunął palec między szyję i sztywny wysoki kołnierzyk. — Ten przeklęty kołnierz i ten półkoszulek, takie to sztywne, że zupełnie się człowiek ruszać nie może. Wogóle... — sięgnął po chustkę, otarł pot z czoła i zamilkł.
— Kołnierz nie jest za sztywny i półkoszulek także, — uprzedziła pani Bielawska wszelkie dalsze narzekania męża. — Powiedz lepiej, że nieprzyzwyczajony jesteś do przyzwoitego ubierania się.