Strona:Janek u karzełków (1939).djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Janek nie przeraził się wcale.
— Mylisz się, królu — powiedział spokojnie — obecnie posiadam władzę nie tylko nad Kornelem, ale i nad tobą.
I wydobył szkatułkę.
— Milcz... milcz — jęknął król — zrobię wszystko, co zechcesz, tylko usuń ten kamień.
Nazajutrz, zaraz po zachodzie słońca, zapukał Janek do izdebki Elżuni.
— Dziś wracamy do domu — powiedział.
O północy odsunął się kamień zamykający wejście i dzieci opuściły państwo krasnoludków. Król żegnał ich oboje serdecznie i pozwolił zabrać tyle skarbów, ile zechcą. Trzymając się za ręce wyszli na polankę, zalaną blaskiem księżyca.
— Musimy poczekać do rana, aż rybacy wypłyną na jezioro — powiedział Janek.

O świcie poszli na brzeg i wezwali je-

23