Strona:Janek u karzełków (1939).djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z nich otworzył się i ze środka wyjrzała olbrzymia ropucha.
— Kwak... krak — skrzeknęła — pożrę teraz króla, pożrę...
Ale Janek zatrzasnął znów diamentową szkatułkę. Gdy wrócił do podziemi, ukrył szkatułkę pod bluzą i udał się do króla.
— Pytałeś mnie kiedyś, królu, czy zgodzę się zostać tu przez pięćdziesiąt lat. Powiedziałem, że się namyślę. Przebyłem już rok blisko. Dłużej już nie zostanę. W noc świętojańską opuszczę twą gościnę wraz z Elżunią, córką kupca.
Zmarszczył król groźnie brwi i zawołał:

— Zuchwalcze, nie wiesz, co mówisz! Twoja władza nad Kornelem skończy się właśnie w noc świętojańską. Oddasz mu czapkę, a sam pójdziesz do kuźni i pracować tam będziesz przez pięćdziesiąt lat. Dziś była ostatnia noc, gdy mogłeś nasze królestwo opuścić!

22