Przejdź do zawartości

Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom V.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

straż ochronną, pięciuset rycerzy, którzy z nim na wyprawę przybyli, zostawił ich w drodze mistrzowi i zakonowi, a sam wrócił do domu.

Król Kazimierz, porzuciwszy miasto Tczewo i Gniew, idzie z wojskiem dobywać Łaszyna, od którego potém, nic nie zdziaławszy, ze wstydem odstępuje.

Gdy w ten sposób upadła wszelka nadzieja pokoju, Kazimierz król Polski zwinął swój obóz, i z pod Torunia ruszył ku rzece Ossie, mając zamiar obledz jednocześnie dwa miasta, Gniew i Tczewo, dzierżone przez Krzyżaków, a po zajęciu brzegów Wisły i dobyciu rzeczonych miast, stawić nieprzyjacielowi wielkie trudności i przeszkody, pomoc zaś przynieść Gdańszczanom, którym mistrz i Krzyżacy, mający w tych obu miastach swoje załogi, wzbraniali prowadzenia drogą lądową towarów i żywności. Była nadzieja nie mała snadnego dobycia miast pomienionych, gdy mieszczanie Gdańscy obiecywali dostarczyć tak wiele dział i prochu, że mury ich i warownie mogły być z ziemią zrównane. Ale zaraz król odmieniwszy zamiar, tą samą drogą, którą w roku przeszłym odbywał pochód, posunął się pod miasteczko Łaszyn (Lasszin), a minąwszy je, aby nieprzyjacielowi nie dać poznać, że o jego oblężeniu myślał, wrócił nazajutrz, obsaczył je obozem, i kilka tygodni strawił na dobywaniu jednej lichej mieściny, zaniechawszy wielu innych miast, które spodziewano się że wkrótce mocą będą wzięte lub same się poddadzą. Była to na Polaków kara Boża za grabież naczyń kościelnych; Pan Bóg, jak mniemam, odjął im rozum. A lubo pomienione miasteczko, ani położeniem swojém, ani sztuką warowne, nietrudném zdawało się do zdobycia, i w samym początku oblężenia szczupłą do obrony miało załogę, gdy jednakże obóz królewski w zupełném był zaniedbaniu i rozprzężeniu, oddział czterechset jeźdźców nieprzyjacielskich wkroczywszy do miasta, dodał serca oblężeńcom, którzy już o poddaniu się myśleli, i dzielnie broniąc miasta, chociaż małą garstką, straże Polskie często spędzał z stanowiska. Zdarzyło się przytém, że działo burzące, którém rozwalano mury i już znaczną część miasta odsłoniono, pękło. Spadły nakoniec deszcze ze śniegiem, po których gdy ostre nastąpiło zimno, tak dalece ziemia oślizła, że żołnierz nawet najodważniejszy nie mógł zbiegać po wałach i okopach. Nie warto też było dla dobycia jednej małej mieściny lud narażać na stratę, lubo nie tylko rycerstwo, ale nawet woźnice sami domagali się wzięcia tego miasta, uważając to za największą sromotę, gdyby przyszło z niczém odstąpić; sprzeciwiał się przecież król i jego rada. Poczęły tymczasem wojsku dojmować i inne klęski, a między niemi największa, której trudno się było oprzeć, brak żywności dla koni. Albowiem w kraju trapionym od dawna wojną tak z domowym