Przejdź do zawartości

Strona:Jan Zacharyasiewicz - Przy Morskiem Oku.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   6   —

wietrzu, jakby tam na jaki obrazek patrzyła. Siostra jej rozpruła kilka oczek pończoszki, które się źle zawiązały.
— Pojechałaś z matką do wód morskich, prawiła dalej pani Dorota, a ja zostałam na folwarku, aby z pola zbierać, sprzedawać i wam pieniądze posełać. W Ostendzie poznałaś twego przyszłego męża. Przypominam sobie, coś mi o nim pisała. Zachwycałaś się jego pańską postawą, czarnym wąsikiem i świetną koligacyą. Mama była pewną, że jest bogaty, bo świetnie mieszkał i wiele pieniędzy wydawał. Z tem wszystkiem nie ubliżam jego pamięci — świeć mu Panie! Ale tego nie zaprzeczysz, że był lekkoduch, a mająteczek mały miał na schyłku. Nie było za co do morza jeździć, a kąpiel w Wisłoce wcale byłaby dobrą dla niego. Nie zły był zresztą człowiek, miał dobre serce, ale majątek puścił swój i twój — na chorobę matki i na pogrzeb musiałam z mojej cząstki wyliczyć.
Pani Aneta wstała i z szelestem przeszła po pokoju.
— Rozrywasz dawne blizny, rzekła z wyrzutem do siostry, chyba na to, aby mnie bolały, bo ciebie może to nie boli... A zresztą jakżeś ty wyszła nie odstępując gospodarstwa i kuchni? Nie wyszłaś za mąż, nawet hreczkosiej nie pokusił się o ciebie, zostałaś starą panną!
Zaiskrzyły się szare oczy pani Doroty.
— Zostałam starą panną z własnej woli, odparła gniewnie, — bom nie chciała być oszukaną. Nietylko hreczkosieje, ale nawet wcale pokaźni panicze kołatali do mego serca. Wiedziałam jednak, że każdemu z nich nie chodziło o mnie, ale o mój folwark. Po ślubie byłabym sprzętem niepotrzebnym. A inny szlachetniejszy człowiek nie zbliżył się do mnie, może dlatego, że nie byłam — ładną. Mówiono mi nawet, że pewien zacny człowiek, tylko dlatego o moją rękę nie chciał się starać, bo by go posądzono, że stara się tylko o posag. Trzeba się było z losem pogodzić, i w nieustannej pracy szukać ukojenia.
Pani Aneta z rozrzewnieniem patrzała na siostrę.
— Biednaś ty, moja Dosiu, rzekła po chwili, nie każda z nas może tak mężnie znosić swój los. Ubóstwiam twoją cnotę, ale sama niemogłabym być taką. Inne mamy poglądy, inne przeznaczenie. Byłam krótko — bardzo krótko szczęśliwą, a dzisiaj jedyną moją myślą — wydać Leoncię dobrze za mąż i umrzeć.
Wyjęła chustkę batystową i przyłożyła do oczu. Zaczęła