Przejdź do zawartości

Strona:Jan Zacharyasiewicz - Przy Morskiem Oku.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




I.

Przecież te dwie kobiety nie są siostry rodzone? Jedna wysmukła o twarzy gładkiej nieco podmalowanej, z resztkami minionej piękności sprawia wrażenie dobrze zakonserwowanej damy wielkoświatowej. Druga niskiego wzrostu, wcale nieładna, z twarzą pomarszczoną troskami. Włos na skroniach biały, a ręce szorstkie od pracy. Pierwsza ma bluzkę jedwabną i rękawy wysoko wystające, druga ubrana w kaftanik z materyi wełnianej, gładko skrojonej. A jednak są to siostry rodzone.
— Jesteś niepoprawna, moja Anetko, mówi starsza i brzydka, tyle pieniędzy poszło na te fantazye, a teraz jeszcze ci coś po głowie lata. Zkądże wziąć na to?
— Moja droga Dosiu, odpowiada Anetka, ty tego nigdy nie zrozumiesz. Jeżeli się ma córkę na wydaniu, to trzeba ją światu okazać. A przecież lepiej panna wygląda na balkonie pierwszorzędnego hotelu, przy tabldocie, w loży teatru, lub na wyścigach konnych, a wreszcie przy tomboli dobroczynnej w stolicy, niżeli w nizkich izdebkach odrapanego folwarku. Tam mogą za nią być miliony — a tu wiedzą sąsiedzi jak kto siedzi. Wiedzą ile długów zapisane w hipotece, a ile niezapisanych żydowskich.
Pani Dorota załamała ręce, aż palce jeden po drugim trzaskać zaczęły.
— Zapomniałaś, Anetko, rzekła po chwili, że to was zgubiło. Nieboszczka matka — świeć jej Panie — podzieliła nas na dwie kategorye. Tyś była od salonu i parady, ja od kuchni i gospodarstwa. Tyś się uczyła grać i śpiewać, ja musiałam masło robić i być przy podoju. Tyś miała zrobić wielki los na większym świecie, ja miałam wyjść za hreczkosieja i być skrzętną gospodynią. I cóż się stało?
Pani Aneta zawiesiła swoje podłużne niebieskie oczy w po-