Strona:Jan Sygański - Historya Nowego Sącza.djvu/542

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dobył szabli, krzesał ognia po bruku miejskim, straszył ludzi i wyraźnie szukał zaczepki. Dwóch mieszczan: Wojciech Wyrostek, kowal, i Jan Dunaj, krawiec, widzą obok idącego, jak szablą wywija. Rzecze mu Wyrostek: „Panie bracie, schowajcie tę szablę, byście nią której przekupki nie obrazili, boby wam zaś dała kukiełkę w gębę“. Iwkowski nie rozgniewał się, będąc sobie wespół na umyśle, i odrzekł: „Nic to panie bracie, nic!“ i poszedł dalej ku młyńskiej bramie.
Tego samego dnia Adam Łukowiecki, organista, wyszedł sobie był do poblizkiej wsi Librantowej i wracał pod wieczór, jak zwykle przy kordzie, bez którego nigdy nie wychodził. Przeszedł spokojnie przez ławy na rzece Kamienicy i zbliżył się ku furtce przy młynach miejskich. Tam z górki od mostu wracał właśnie dobrej myśli Iwkowski, wywijając szablą i strasząc ludzi. Obaczywszy organistę naprzeciw idącego, podskoczył z dobytą szablą i krzyknął: „A tuś!“
Łukowiecki nie poznał się na żarcie: czem prędzej dobył korda, zastawił się, odbił mu szablę, a potem ciął raz po plecach, drugi raz płazem przez plecy. Iwkowski narobił wrzasku, a Łukowiecki poszedł sobie dalej. Nazajutrz pan podwojewodzy, imieniem wiernego dworzanina swego, zapozwał Łukowieckiego o napad i obcięcie palców szlachcicowi, domagając się w sądzie grodzkim kary śmierci na organistę. Tomasz Pytlikowicz, wójt, na czele miasta całego stanął w obronie organisty. Świadkowie zeznali, iż Iwkowski zaczepił; cyrulik przysiągł, iż tylko jeden palec ma podcięty; a w końcu znaleźli się mieszczenie, którzy pod przysięgą zeznali, jako Wawrzyniec Iwkowski nie jest szlachcicem. Nie mógł więc pan podwojewodzy niczego dokazać. Zapadł wyrok, aby Łukowiecki przysięgą oczyścił swoje sumienie, a za ranę Iwkowskiemu zapłacił. Tak się też stało, a sam Iwkowski sądowo zobowiązał się bronić organisty przeciwko panu podwojewodzemu[1].

2) Dnia 27. wrzenia 1632 r. zdążali do Muszyny za innymi kupcami sandeckimi na jarmark świętomichalski: Zygmunt i Zuzanna Gądkowie. Ale nie sporo im szło, bo sobie podpili oboje. Już w Gorzkowie na miejskich łanach, mijając ich ludzie, śmiali się z nich: Jaki to piękny widok, kiedy podpita żona pijanego męża prowadzi, a przewracającego się dźwiga! Zmęczyła ją ta praca, gorąco jej się zrobiło, więc rozpięta siadła na wóz i śpiewała sobie. Gądek zaś szedł z tyłu, trzymając się litry, a wkońcu,

  1. Acta Scabin. T. 51. p. 94, 113, 127.