Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z władzą lub ludnością miejscową i nie nastąpił z tego powodu jaki spisek lub bunt, jak go tu Moskale nazywają, to też i nas przetransportowano z Kliczki do Kary. Nim jednak przyjdzie mi opuścić Kliczkę, muszę także wspomnieć i o tem, że tu mieliśmy wyborny tytoń przemycany z Mandżuryi, tak zwany tytoń mandżurski, który miał ogromne żółte liście i był wyborny tak na cygara, jak i na papierosy. Ustawa rosyjska zabrania wprawdzie aresztantom palenia tytoniu, ale można było łatwo przekupić żołnierzy, krórzy nam go dostarczali.
Prócz tytoniu mieliśmy i inny przysmak z Mandżuryi, były to przemycane owce mandżurskie, które tem się odznaczają, że mają płaskie i długie ogony, wiszące im do kolan a zawierające sam tłuszcz. Taki ogon zowie się kurdiuk i waży nieraz i dziesięć funtów smalcu, a smalec ten, jest bardzo dobry tak do potraw, jak i do zwykłego jedzenia. Bez żalu opuszczaliśmy Kliczkę, bo to monotonne życie bardzo się nam uprzykrzyło; lecz trafiliśmy z deszczu pod rynnę, jak się o tem wkrótce czytelnik przekona.

separator poziomy