Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział xxi.

Kara.

To, co prawili nam, i dotychczas nie jedni prawią o piekle, to są tylko chyba urojenia chorej wyobraźni fanatyków, lub ludzi o bujnej fantazyi, to są hypotezy. Ja, co byłem w faktycznem piekle i sam byłem potępieńcem, ja też wiem najlepiej o tem, gdzie jest owo piekło i jak wyglądają jego męczarnie! Jeśliś ciekaw mój czytelniku, to chodź ze mną, a ja cię zaprowadzę do Kary i pokażę ci piekło, słuchaj: Kara, to jedno słowo objaśnia już wiele, bo objaśnia, że to jest miejsce karom poświęcone. Kara, jest to kopalnia złota. Tam pracuje rok rocznie około 4.000 największych zbrodniarzy skazanych na całe życie! Miejscowość ta leży nad rzeką Szyłką, między górami, między lasami, w kotlinie głębokiej i dzikiej. Kopalnia sama, czyli rozrez jest to kotlina, przez którą płynie strumyk, na którym zbudowana jest maszyna, czyli płuczkarnia, która wypłukuje i oddziela piasek od złota. Rozrez czyli właściwa kopalnia jest od tiurmy, to jest od owego kryminału, o jedną wiorstę drogi odległą i obejmuje przestrzeń dwuwiorstową.
Robota dzienna na owym rozrezie jest następująca: Cała partya aresztantów podzielona jest na grupy, składające się z czwórek, a każda taka czwórka