Przejdź do zawartości

Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla nas już niema nadziei i że ojczystego kraju, rodziny i w ogóle drogich sercu osób już z nas nikt nigdy nie zobaczy. Jakoż w istocie prawdy w tem było wiele, bo według ustaw rosyjskich, każdy, bodaj tylko na 24 godzin zasądzony do robót katorżnych, już eo ipso utraca prawo wszelkiego powrotu do kraju. Po odbytej karze, przechodzi w inne kategorye łagodniejszych kar, to jest pod nadzór policyjny, potem bywa posyłany na osiedlenie w odległe tajgi, następnie może otrzymać pozwolenie do mieszkania w mieście, ale to tylko wtedy, jeżeli zachowanie się osobnika jest łagodne i jak to nazywają błahonadiożne, zawsze jednak tylko w granicach Syberyi, do powrotu jednak w strony ojczyste traci raz na zawsze prawo.
Jakkolwiek już niedługo po tej hiobowej wieści bawiliśmy w Radomiu, to jednak, przynajmniej co do mnie, wolałem pójść choćby na koniec świata, aby tylko nie siedzieć bezczynnie, lecz widzieć świat, widzieć niebo, widzieć ludzi, choćby i dzikich, choćby szakali, oddychać świeżem powietrzem i stąpać po ziemi. Jakżem się jednak łudził w mych marzeniach! W Radomiu byliśmy jeszcze w swej ojczyźnie, pomiędzy swoimi rodakami, którzy starali się o to, aby nam umilić, osłodzić to życie więzienne: jedni z obywateli radomskich przysyłali nam obiady, inni dostarczali książek do czytania, a inni okryli nas od stóp do głowy, gdyż byliśmy nadzy prawie. Po opuszczeniu zaś Radomia rozpoczęła się w całem tego słowa znaczeniu: katorga!
Dnia 13. października 1863 r. wyruszyliśmy z Radomia do Warszawy. Pochodu już tego dobrze nie pamiętam, bo przesycony był ciągłym strachem i pogróżkami Moskali nas konwojujących, którzy będąc sami w obawie o swe życie, ciągle nas nękali i straszyli, że na wypadek, gdyby nas jaki oddział powstańczy chciał odbić, to my pierwsi padniemy ofiarą mordu!