Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

komisyi sądowej zapamiętałem jedno tylko nazwisko Polaka Pisarewskiego, który według ogólnego mniemania, według vox Dei, miał być największym łotrem. Indagacye te i protokoły powtarzały się dość często z temi samemi osobami; chodziło bowiem o to, czyli któremu z nas nie uda się udowodnić, że należał do tak zwanej żandarmeryi wieszatielów — jeżeli to komu udowodniono, to bez pardonu szedł na szubienicę. Chociaż my Galicyanie Bogu dusze winni, nie mogliśmy być o to podejrzewani, to jednak sąd wojenny prawie każdego o to posądzał i chciał w tę sprawę wplątać.
Koniec końcem po długich korowodach, inkwizycyach, konfrontacyach etc. zasądzono nas wszystkich Galicyan, a to: 1. za przekroczenie granicy z bronią w ręku, 2. za udział w powstaniu, każdego na 4 lata robót przymusowych, aresztanckich we fortecy Iwangrodzie. Wyrok taki, jak to każdy zrozumie, przyjęliśmy z radością, jako łagodny wymiar kary, chyba z tem uwzględnieniem do nas zastosowanym, że jesteśmy Galicyanami. Ponieważ jednak taki wyrok sądu gubernialnego, choćby nawet wojennego, musiał być zatwierdzony przez namiestnika, przeto i nasze wyroki odesłano do konfirmacyi namiestnika Berga do Warszawy. Nasze wyroki otrzymał Berg do konfirmacyi w owym czasie, kiedy to na życie tego satrapy urządzono zamach; okoliczność ta tak go rozwściekliła, że z czterech lat robót aresztanckich w Iwangrodzie zmienił na osiem lat katorżnych t. j. fortecznych robót w Syberyi!
Pod owe czasy była to straszna, przerażająca dla nas Galicyanów wieść, kiedy to o Syberyi wiedziało się nie więcej, jak o żelaznym wilku. To też na nasze młodociane umysły padło wprost przygnębiająco przerażenie, powiększane jeszcze przez ludzi, lepiej obznajomionych z ustawami rosyjskiemi, którzy dowodzili, że