Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A! Tak, tak, prosiłem ich na obiad... więc przyjdzie, przyjdzie!
Od tej chwili p. Tadeusz był w wybornym humorze. Nawet pana Zgorzelskiego, którego przyjmował dość ozięble od pewnego czasu, powitał tak serdecznie, jak rzadko. Gdy przybył proboszcz z Wacławem, posypał się z ust pana domu taki grad alluzyj i niewinnych dwuznaczników, że obydwie panienki rumieniły się z ambarasu i cichego szczęścia, a Wacław i p. Alfred, każdy z innego powodu, mieli miny uroczyście niezgrabne.
— Ale! ale! — zawołał nagle p. Tadeusz. — Muszę wam też pokazać, co mojej pani udało się dziś znowu w kierunku oszczędności! Chodźcieno na werandę. Prawda, jaka piękna? A jak pachnie!
W istocie rozlegał się tam zabijający odór gorzkich migdałów, który w połączeniu z wonią różnych kwiatów, i z gorącem dochodzącem do dwudziestu kilku stopni na ciepłomierzu Réaumura, tworzył atmosferę niezmiernie duszną. P. Zamecki opowiedział gościom w sposób humorystyczny, jak jego żona, podejrzywając klucznicę o rozrzutność, zabrała mydło pod swoją własną dyspozycyę, i jak następnie, chcąc doprowadzić miejsce posiedzeń klubu do jak największej świetności, zamiast zwykłego mydła wydała słudze mydełko toaletowe, którego Houbigant-Chardin w Paryżu sprzedaje po dziesięć franków sztukę. Śmiano się niezmiernie z tej pomyłki, śmiał się i pan Alfred, ale takim jakimś bezdźwięcznym i niewesołym śmiechem, jak gdyby był przegrał całą swoją kasę w maczka i chciał udać, że mu to nic nie wadzi.
— Waza na stole! — zameldował w tej chwili kamerdyner.
— Co, już? Wszak niema jeszcze pierwszej! — zauważył p. Zamecki.
— Kazałam umyślnie dać obiad nieco wcześniej — powiedziała pani Helena od niechcenia — bo mamy przecież jakieś plany na dzisiaj, po obiedzie. Tymczasem kucharz wypełnił