Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pani Helena powzięła była zamiar nie zwierzania się p. Alfredowi ze wszystkiem, ale wobec jego wahania się, niecierpliwość jej przemogła wszystkie względy, które jej kazały tak postępować.
— Więc ci powiem! — rzekła półgłosem, i w taki sposób, jak gdyby na sobie samej studyowała wrażenie swoich wyrazów. — Pojmujesz? W chwili gdy wybuchnie pożar, i pierwszy ze służby wpadnie z tą wiadomością na werandę, Zamecki... umrze.
— Umrze? — powtórzył p. Alfred, obracając głowę, jak gdyby chciał radzić się framugi okna i rulety, jakim sposobem Zamecki umrze we wskazanej chwili. Osłupienie nie pozwoliło mu na razie zebrać myśli i zrozumieć Heleny. Od przyjazdu swego, zamiast odzyskać kontenans zwykły, p. Alfred tracił go coraz więcej i miał w twarzy wyraz pięknego, ale skończonego idyoty.
— Tak, umrze — mówiła — umrze na „udar sercowy“.
— Zamecki umrze na udar sercowy! — krzyknął p. Alfred tak głośno, aż sam przeląkł się echa, które rozległo się pod starożytnem sklepieniem.
— Szaleńcze! — zawołała pani Helena, i przyskoczywszy do okna, podniosła szybko ruletę, wychyliła się i rozglądnęła pilnie na wszystkie strony. Nie było nikogo w ogrodzie, żaden szmer nie przerywał ciszy w skwarnem powietrzu lipcowem. Pani Helena nadsłuchiwała czas jakiś, i uspokojona, zamknęła oho. Pan Alfred musiał przenieść się w głąb pokoju, i usłyszał kilka ostrych wyrzutów za swój brak przytomności umysłu. Przez ten czas skupiał jak mógł swoje myśli, i zdał sobie sprawę z tego, co słyszał.
— Heleno — odezwał się — czy nie lepiej.....
— Nic nie lepiej — odparła stanowczo, z zaciśniętemi ustami. — Rozważyłam wszystko, i jedna mi tylko zostaje droga do wyjścia.
— Więc to... to cyankalium!....
— Tak, to. Miało być dla mnie, albo nie dla mnie. Długo wahałam się, ale wczorajszy wieczór rozstrzygnął wszystko. Przekonałam się, że ten człowiek śmie mną po-