Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jest jeden tylko — odpowiedziała — ale ty musisz mi pomódz. Musisz mi przyrzec, że mogę liczyć na ciebie.
P. Zgorzelski dał to przyrzeczenie z największym zapałem, i chciał tylko wiedzieć, co mu pani Helena każe zrobić.
— Dowiesz się zaraz, ale wprzód przejdźmy do innego pokoju. — To mówiąc, udała się do swojej „świątyni dąsów“, która od innych komnat zamkowych oddzielona była jej sypialnią. Tam pan Alfred zajął miejsce pod oknem na dziwacznem, staroświeckiem krześle z ogromnemi poręczami i oczekiwał jej rozkazów. Pani Helena chodziła szybko po pokoju. Przeszedłszy kilka razy tam i napowrót, zatrzymała się przed p. Alfredem.
— Musisz tu być jutro na obiedzie.
— Będę.
— Musisz, skoro wstaniemy od stołu, i nim podadzą czarną kawę, wyjść pod jakimbądź pozorem.
— Wyjdę, ale dokąd?
— Przejdziesz przez ogród warzywny, ku inspektom, i ztamtąd dostaniesz się na gumno tak, aby cię nikt nie spostrzegł, co tem łatwiej możesz zrobić, gdy jutro mamy święto i nikogo ze sług folwarcznych, ani ogrodowych nie będzie w tej stronie.
— Tak, ale cóż dalej?
— Weźmiesz z sobą kawałek lontu z przyrządu do zapalania cygarów na wietrze, który masz w kieszeni, zapalisz go na jednym końcu, a drugi koniec wetkniesz w pudełko z zapałkami, w pół otwarte, od strony główek. Wymiarkujesz długość lontu tak, ażeby ogień dostał się do zapałek dopiero, gdy wrócisz do zamku, i posiedzisz z nami dłuższy czas na werandzie. Pudełko wraz z lontem włożysz w stertę słomy, ale tak, ażeby powietrze miało przystęp do ognia. Czy rozumiesz?
— Rozumiem, ale nie pojmuję.... Gumno wprawdzie asekurowane, ale teraz w lipcu sterty wymłócone, i asekuracya nie wiele zapłaci... Zresztą co zapłaci, to zapłaci Zameckiemu.