Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jak leniwo płynęły godziny, nim nareszcie w południe, przed odejściem pociągu, doktor i p. Karol siadali do dorożki.
W tej chwili, posłaniec z telegraficznego urzędu zbliżył się do nich.
— Telegram rekomendowany, przez umyślnego! Pan Karol Skryptowicz! — Karol rozerwał kopertę i wyczytał:
„Korytnica. Obecność pańska natychmiast niezbędna. Wacław Roliński“.

— Jedź, jedź prędko! — zawołał p. Karol na dorożkarza, jak gdyby pośpiech fiakra mógł przyspieszyć odejście pociągu. Z bijącem sercem obaj podróżni ruszyli do Rymiszowa, dokąd my ich wszakże wyprzedzimy.




ROZDZIAŁ XII.


P. Alfred zastał panią Helenę w jej saloniku, którego okna wychodziły na ogród. Było to cacko, przypominające pudełka na cukierki, albo malowaną sielankę z XVIII stulecia, albo, jak czasem utrzymywał p. Tadeusz, elegancki salon fryzyerski. Do tego porównania dawały mu prawdopodobnie pochop obicia jedwabne na ścianach, o perłowem tle, zasianem niezabudkami z turkusowemi kwiatkami i nieśmiało zielonemi listkami. Jasno orzechowa posadzka, kobierce jasnej barwy, meble filigranowe, obite blado niebieskim atłasem, porcelanowe statuetki i inne drobiazgi poumieszczane na konzolach i etażerkach — wszystko to razem składało się na całość tak słodko pieszczotliwą i niewinną, że rośliny egzotyczne, umieszczone przed oknami w ogromnych i przepysznych porcelanowych wazonach, pełną, soczystą zielenią swoją i czerwonym żarem dużych kwiatów odbijały od reszty, jak namiętne dzieci południowego lata od łagodnej, tkliwej, sentymentalnej wiosny północnej, albo jak gorący wiersz Safony od ciepławego gruchania jakiej