Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zesłowiczałej gołębicy nad Wisłą, Elbą lub Tamizą. Z innemi komnatami w zamku, trzymanemi w stylu poważnym, odpowiadającym starożytności budynku, salonik ten stanowił kontrast jeszcze mocniejszy. Takim, jakim był, powstał on wyłącznie z pomysłu pani Heleny, która najchętniej w nim przesiadywała, i zamiłowania swego do tego kącika broniła czasem w sposób humorystyczny, utrzymując, że reszta zamku rymiszowskiego miała dla niej jakiś koloryt tragiczny, z którym trudno było oswoić się na codzień. W istocie, gmachy tego rodzaju czynią wrażenie, jakoby w nich mogły mieszkać tylko bardzo wzniosłe cnoty albo bardzo wielkie zbrodnie, lubujące się we własnej grozie; podczas gdy salonik pani Heleny był jakby stworzonym na przybytek dla uczuć spokojnych, powszednich, w dobrem niewychodzących poza słowa: lubię, życzę, a w złem, poza bierny egoizm zepsutego pieszczotami dziecka. Pani Helena nie miała nic przeciw temu, by ją miano za właścicielkę uczuć tego rodzaju, a kto ją znał dłużej, ten musiał coraz bardziej utwierdzać się w tem mniemaniu, jeżeli nie był tak niedyskretnym jak my, i nie zaglądał do sekretarzyka znajdującego się opodal w narożnej baszcie, czy wieży.
Pani Zamecka przyjęła gościa, melancholijnie rozparta w kozetce i jakby pogrążona w apatyi, wywołanej gorącem i migreną. Apatycznym był także ruch ręki, którym mu wskazała miniaturowy fotel blisko niej stojący, na znak, by usiadł. P. Alfred wszakże, zamiast pójść za tem wezwaniem, stał na środku salonu z wyrazem spotęgowanego niepokoju w twarzy, i oglądał się to na jedne drzwi, to na drugie.
— Nie ma nikogo — rzekła pani Helena półgłosem. — A zresztą — dodała, biorąc za taśmę od dzwonka. Za chwilę pojawiła się pokojówka.
— Czy jest panna?
— Nie ma jej, poszła do leśniczynej; mówiła, że jej pani hrabina pozwoliła...
— To dobrze. A ty podobnoś chciałaś iść do Korytnicy? Możesz pójść, ale wracaj wcześnie. I, proszę cię,