Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ależ.... panna Grodecka nazywa pana Tadeusza ojcem, a pani Heleny nie nazywa matką!
— Nie wie, że to jest jej matka. Ta matka odepchnęła ją w niedogodnej chwili, w której na świat przyszła. Tadeusz przed ożenieniem dowiedział się o istnieniu ośmioletniej dziewczyny, zabrał ją od chłopa, u którego pasła gęsi, wychował, wyposażył, i nie pragnie niczego tak gorąco, jak żeby Helena przestała wypierać się swojej córki. Daremna nadzieja! — skończył z gorżkim uśmiechem.
Doktor patrzał na niego jak senny, z rękoma konwulsyjnie ściśniętemi.
— Czy to być może?
— Jest! I czy wierzysz pan, że taka kobieta zdolną jest otruć kogokolwiek, byle w tem miała interes, i byle mniemała, że zbrodnia się nie wykryje?
— Wierzę.
Doktor westchnął, wymawiając to słowo, i w milczeniu uścisnął rękę p. Karola. Po chwili spytał:
— Cóż zrobimy? Pojedziemy do Rymiszowa, i cóż dalej?
— Powiedz mi pan wpierw, czy jest jakie antidotum przeciw sinkowi potasu?
P. Chimerski smutnie potrząsł głową.
— To zależy od wielkości dawki. Na nieszczęście przypomniałem sobie przed chwilą, że sam wymieniłem pani Zameckiej ilość tej trucizny, która bezwarunkowo zabić musi człowieka. Było to przy sposobności jakiegoś wypadku, o którym pisały dzienniki. Czy uwierzysz pan, że ja sam naprowadziłem ją na myśl, że śmierć spowodowana kwasem sinowodowym, ma pewne podobieństwo do śmierci w skutek udaru sercowego? Sądziłem, że rozmawiamy „akademicznie“. Cóż teraz począć?
— Ha, byleśmy się nie spóźnili! Powiem jej, że wiem wszystko, że ostrzegłem pana i zwróciłem z drogi; zmuszę ją do poczynienia pewnych wyznań przed mężem i do opuszczenia jego domu. Tadeusz będzie złamanym, ale woli być złamanym niż nieżywym.