Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niech pani dobrodziejka idzie spocząć, na migrenę tak silną niema jak spoczynek! — wołał doktor, i pani Zamecka, pożegnawszy towarzystwo lekkiem skinieniem ręki, oddaliła się do swego pokoju.
— Ciebie także musi boleć głowa, Helenko? — zauważył pan Tadeusz. — Jakoś dzisiaj pochorowaliśmy się wszyscy!
— Nie, papo, nic mi nie jest...
Doktor, który po raz pierwszy usłyszał, że Helenka nazywała p. Zameckiego ojcem, rzucił na nią i na niego spojrzenie nieco zdziwione, którego wszakże nikt nie spostrzegł. Rozpoczęło się za pośrednictwem p. Zameckiego parlamentowanie ze starszą Heleną, czy nie pozwoliłaby udzielić sobie pomocy lekarskiej. Odmówiła stanowczo, twierdząc, że do zachodu słońca ból głowy przeminie. Wśród tych rokowań, Helenka zapytała nieśmiało doktora, kiedy wyjeżdża.
— Za godzinę — była odpowiedź.
— W takim razie... wszak pan konsyliarz będzie u wujcia Karola?
— Tak jest. Czy mogę w czem służyć pani?
— Chciałabym... napisać jeszcze list do cioci i prosić, jeżeli pan łaskaw...
— Wszak dałaś podobno dziś rano list na pocztę — rzekł p. Zamecki. — Jesteś bardzo pilną korespondentką.
— Ależ, panie Tadeuszu — mówił doktor — wszak to uwłaczałoby wszystkim tradycyom i zwyczajom płci pięknej, albo dokładniej mówiąc, tradycyom i zwyczajom narodowym, nie pisać „przez okazyę“, gdy się zdarza „okazya“. Bardzo mi miło, że trafiam się pani w charakterze okazyi i proszę tylko o list za godzinę, bo jeżeli się spóźnię do pociągu, to potem znowu mnie gotowa nie trafić się tak dogodna „okazya“ do wyjazdu. Czy będą może jakie sprawunki? Wszak niepodobna, ażeby nie było sprawunków?
— Nie, dziękuję panu.
— Tu w Rymiszowie można dostać wszystkiego...