Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zezwolenie, miała ją, jak powiadam, na szczęście. Na nieszczęście zaś, w dwudziestem ósmem lecie życia, panna Wanda w miłych zresztą i nieszpetnych rysach swojej twarzy, miała już wyraz tego, o co pyta notaryusz przy podpisaniu kontraktu, jeżeli własnowolność jego klienta wydaje mu się podejrzaną. Jednem słowem, nie wydawała się ani o rok młodszą niż była w istocie, a przytem nie była nigdy imponującą pięknością. Była to owszem zaledwie osóbka, o jakej mówią popularnie, że jest „niczego“. Co gorsza, wyszedłszy z pod opiekuńczych skrzydeł pani Trzecieszczakiewiczowej, zapomniała była wpojonych w nią mozolnie elementów sztuki podobania się całemu światu. Umiała jeszcze tylko ze spojrzeń, półsłówek — i o słodyczy! — czasem z całych słów pana Alfreda domyślać lub dowiadywać się, w czem jej „do twarzy“ i w jaki sposób mogła „prezentować się“ najkorzystniej. Ponieważ zaś, o ile nam wiadomo, p. Alfred nader rzadko zadawał sobie pracę mówienia tego co myślał, więc informacye panny Wandy w tej mierze bywały do tego stopnia mylnemi, że pani Zamecka nieraz w obecności trzecich osób strofowała go, jakoby rozmyślnie „robił cudaka z biednej Wandzi“, a nieraz też, gdy była sama z sobą lub ze swoim ideałem, śmiała się do łez „z głupiej dziewczyny, w którą ten mauvais sujet, Alfred, wmówi, co mu się podoba“. Rezultatem zaś tego wszystkiego było, że panna Wanda mogła być zjawiskiem ujmującnm i powabnem chyba dla kogo takiego, ktoby był myślał to, co jej mówił pan Alfred, ale takiego nikogo nie było na świecie.
P. Zgorzelskiego znamy dobrze z powierzchowności i innych zalet różnego rodzaju. Bylibyśmy niesprawiedliwymi, gdybyśmy nie przyznali, że szkoda go było dla panny Wandy. Tak świetny kawaler, poruszający się w wyższych sferach towarzystwa, mógł mieć pretensyę do lepszej partyi, bez względu na swoje pasywa majątkowe. Czuła to panna Wanda, czuł to niemniej głęboko i p. Alfred. Umiał on też przez długie lata i starać się niby o rękę panny Cichockiej, i odwlekać rzecz ad feliciora tempora, w gruncie rzeczy atoli ożenienie się z nią było w jego oczach ewentualnością ró-