Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i mnie się należy procent? Niech jaśnie pan mnie zawierzy, jaśnie pan wie, że Berger uczciwy człowiek, i nie ukradnie wekslu.
— Ja wiem, że nie ukradniesz tego tylko, co ci się nie dostanie do rąk. Zresztą szlachcic nie potrzebuje widzieć wekslu, póki się nie zdecyduje dać pieniędzy. Idź natychmiast do Gomułowicza i powiedz mu, żeby się rozmówił ze swoim szlachcicem, i niech przyjdzie potem do mnie o trzeciej popołudniu. Idź-że, mówię ci.
— Nu, a ja nie dostanę za moją fatygę?
— Masz tutaj i idź sobie — zawołał Alfred, rzucając Bergerowi kilka banknotów, którym ten ostatni przypatrzył się z wielkiem lekceważeniem. Rozpoczął się targ, w skutek którego p. Alfred zniewolonym był podwoić ofiarowaną sumę. Nareszcie Berger odszedł, rozglądnąwszy się poprzednio na prawo i na lewo po pokoju, i mruknąwszy w drzwiach „A fajner purec!“ — podczas gdy p. Alfred, rzucając się na łóżko, mruknął coś o „złodziejach żydach“, i o potrzebie wyrżnięcia tego plemienia co do nogi.
O trzeciej po południu, głęboki sen p. Zgorzelskiego przerwało pukanie do drzwi. Bohater nasz otulił się podróżną płótnianką, przeznaczoną do chronienia odzieży od pyłu, i zawołał: proszę! Weszła postać nizka i gruba, o maleńkich, przenikliwych oczkach, i rozmaitych zewnętrznych znamionach tego, co Anglicy nazywają „respectability“. Stara, letnia kapota z czarnemi pętlicami, wysokie buty o cholewach mocno zapylonych, i duży słomiany kapelusz należały do tych znamion. Był to p. Gomułowicz, doradca prawny p. Alfreda, i adwokat nieposiadający urzędowego upoważnienia do pełnienia funkcyj tego zawodu. Przyszedł on zdać sprawę, że mówił ze znajomym swoim, p. Tetrzyckim, o interesie p. Alfreda, i że p. Tetrzycki zażądał czasu do namysłu, do jutra rana. Miał to być człowiek nader ostrożny i niedecydujący się zbyt łatwo.
— Pytał mię, czy nie mógłby prenotować swojej wierzytelności na majątkach p. Zameckiego, w razie gdyby dał pieniądze.