Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pochylał się naprzód, szukając na chodniku kwadratury koła, i nie znalazłszy jej tam, przekrzywiał głowę na prawo i na lewo, w nadziei, że znajdzie na szyldach to, czego szuka. Najlepiej jeszcze trzymał się p. Alfred, ale tylko względnie, bezwzględnie rzecz biorąc, i on nie trzymał się dobrze. Nagle podnosząc oczy od chodnika ku dachom, p. Pepi zawołał:
Ma foi, oto jest nasza piękność!
Wszyscy spojrzeli w stronę, w którą spoglądał p. Pepi, i ujrzeli trzy panny w słomkowych kapelusikach, w świeżutkich, choć skromnych sukienkach, z książkami do nabożeństwa w rękach, widocznie wracające z kościoła.
— Jaka piękność? — zapytał Niunio.
— Ta, o której mówiłeś, że ją znasz, i że jest podobną do p. Zameckiej. Wszak to ona?
— Nie, to nie ta.
— Otóż ja ci mówię, że ta! Chodźmy prędzej, a przekonamy się zaraz.
P. Pepi wziął Alfreda pod rękę, a Niunio i Siunio zdążali za nimi. Wkrótce udało im się prześcignąć panienki, a mijając je, p. Pepi schylił się i zaglądnął ciekawie jednej z nich pod parasolkę. Dziewczęta zmięszały się, a Siunio i Niunio powtórzyli manewr p. Pepiego i pospieszyli za swoimi towarzyszami.
— A co, prawda, że śliczny buziaczek? — zagadnął p. Pepi.
— Przypatrzmy jej się lepiej, stańmy! — rzekł p. Alfred.
Panny zarumieniły się wszystkie trzy mocno i ze spuszczonemi oczami minęły szybko naszych znajomych, którzy ścigali je rotowym ogniem niezbyt wyszukanych uwag.
— Że też żaden z was nie ma odwagi! — zawołał p. Pepi. — Ja, gdy byłem tak młody, nie byłbym się wahał zacząć rozmowy z dziewczyną, która mi się podobała.
— O, wielkie rzeczy! — zawołał p. Alfred. — I my to potrafimy! — To mówiąc, przyspieszył kroku, podczas gdy Siunio spostrzegłszy nieprzyzwoitość sceny, która zwra-