Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mais, vraiment, c’est vous, mon cher! Na honor, nie poznałem cię — zawołał hrabia, zbliżając się do p. Zgorzelskiego i ściskając go serdecznie za rękę. — Kompletnie utyłeś na wsi! Nie do poznania! No, ale przecie, przecie, pojawiłeś się na kursa.
— A, tak, chciałem zobaczyć, czyli też doprowadzimy do czego w tym kierunku. Nie mamy koni w kraju.
— Ale mamy osłów — przerwał pan Pepi, który miał dyplom na człowieka dowcipnego, i to, jak widzimy, dyplom niezbyt mozolnie zasłużony. Wszyscy naturalnie roześmieli się z tego niezrównanego konceptu, podczas gdy pan Pepi witał się z Alfredem i wyzyskiwał dalej swój dowcip. — Ot, gdybyś ty wziął się do chowu koni, kiedy siedzisz na wsi, mielibyśmy przynajmniej nadzieję, że kiedyś doczekamy się mułów.
— Ej, Zgorzelski, jak sądzę, woli chować co innego, niż konie! — wtrącił hrabia.
— Przeciwnie, mam niezłą stadninę. Bez przechwałek, sądzę, że mój Thunderbolt mógłby pokusić się o wielką nagrodę, ale śniegi leżały w mojej okolicy do końca kwietnia i niepodobieństwem było tresować konie.
— Było tresowoć en traineau! — zauważył pan Pepi, wywołując ogólne konwulsye śmiechu tym pseudo-kalamburem, który w kwadrans obleciał całe miasto, a w dwadzieścia cztery godziny dotarł do najodleglejszych zakątków kraju i stanowi dotychczas deliciae generis humani w jednej stronie świata.
— Spodziewam się, że idziesz z nami na obiad do resursy? — zagadnął hrabia Józio. — Po objedzie Pepi zawiezie nas swoim wózkiem na kursa. Il faut le garder à vue — dodał, zwracając się do Pepiego, i mówiąc o Alfredzie — bo inaczej Melpomena złowi go natychmiast w swoje sieci..
Oh, oui, elle pêche volontiers! — trysnął znowu pan Pepi ze swojego rewolweru kalamburowego.
Et cette fois, ce ne serait point un poisson d’Avril qu’elle aurait, patrzaj co mu tu niosą pieniędzy.