Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

atoli musiało to być coś więcej, bo wszyscy mieli winy niezmiernie seryo i wszyscy uganiali wielkim pędem, podczas gdy fornale siedzący za nimi z założonemi na piersiach rękami, pełnymi byli uroczystego namaszczenia, jak gdyby lud tak pojął i odczuł słowa poety:

„W poświęcenia świętej dumie
Poprowadzi lud do bitwy,
Kto powozić lud ten umie...“

Oprócz tego, widać było konie w kapach, prowadzone luzem, i konie bez kap, na których przejeżdżali się stajenni lub jegomościowie, mający pozór makinionów. Zoczywszy to wszystko p. Alfred pojął odrazu, iż trafił do miasta na sam dzień wyścigów konnych, dzień pospolitego ruszenia w całym eleganckim świecie i w całym świecie ciekawym widoku elegancyi, sportu, tłoku i kurzu. P. Zgorzelski wstąpił tedy do cukierni, wypił kieliszek likieru, zjadł dwa paszteciki i irytował się w duchu, iż hrabia Józio, jakoteż pan Pepi, dwaj ludzie największego tonu i szyku, zaledwie mu oddali szarmancki ukłon, którym ich przywitał, i nie troszcząc się o niego, rozmawiali dalej z oficerem od jazdy o szansach wygranej w głównym biegu. Obydwaj ci panowie w salonach dżokiej-klubu, mianowicie później w nocy, nietylko nie gardzili towarzystwem p. Alfreda, ale poszukiwali go owszem, w tej chwili zaś zachowywali się wcale ozięble i tylko, o ile może być mowa o deklinacyi w języku francuzkim, deklinowali bardzo pilnie wyrazy: Votre Altesse, bo snać oficer od jazdy pochodził z bardzo wysokiego rodu. Zniechęcony pan Alfred chciał zapłacić i pójść, ale w tej chwili okazało się, że nie posiada drobnej monety. To było powodem, że wyjął z pugilaresu jeden z owych rysunków, które znalazł był w książce pożyczonej mu przez panią Helenę, i rzucił go od niechcenia na stół, prosząc, aby mu zmieniono tę sumę. Jakoś tak się zdarzyło, że w tej chwili kolej deklinowania Votre Altesse przyszła była na pana Pepiego, a hrabia Józio, włożywszy monokl w oko, miał czas przypatrzyć się p. Alfredowi.