Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wawszy w maju, umilkły już były o tej porze roku, ale zdaleka, oprócz skrzeczenia żab, słychać było tony wiejskiej sopiałki, a oprócz tego, w ogrodzie pełno było małych puszczyków, których talent muzykalny, srodze i niesłusznie spotwarzony, wcale nie jest tak niewdzięcznym i niemiłym, jak twierdzą niektórzy uprzedzeni krytycy. Nie wiem, czy uda mi się zrehabilitować puszczyka w mniemaniu ogólnem, ale wiem, że jest to bardzo pożyteczna i wcale wesoła ptaszyna, niezmiernie szczebiotliwa, kochająca swoje dzieci i najniesprawiedliwiej wprowadzona w styczność z różnemi tragicznemi przeczuciami i wrażeniami. Wszak Adeliny Patti także nikt ponoś nie słyszał przed zachodem słońca, a przecież nikomu nie przyszło na myśl wróżyć co złego z jej głosu! Wielki puhacz, przesiadujący w lasach, ptak bardzo drapieżny i silny, z głosem emerytowanego basisty i z potężnym apetytem na pieczeń zajęczą, zasłużył może po części na złą reputacyę, jakiej używa cały rodzaj sowi, ale puszczyk domowy jest śpiewakiem, którego można słuchać z przyjemnością, skoro się człowiek pozbędzie pewnych zabobonów i skoro pamięta, że dotychczas nie mamy partycyj Aubera, Belliniego ani Gounoda zastosowanych do potrzeb skromniejszych talentów w rodzie ptasim. Jednem słowem, puszczyk wobec słowika albo kanarka nie stoi wcale niżej, niż dyletant należący do Tow. muzycznego we Lwowie, wobec Filleborna lub Cieślewskiego. Musiało to być zdanie, które podzielała pani Zamecka, bo zszedłszy po kamiennych schodach z werandy, przechadzała się w świetle księżyca naokoło kłąbów w ogrodzie, zaludnionym wzgardzonymi owymi śpiewakami. P. Alfred był zaś zapewne wybredniejszym w swoim smaku, i jak zwykle, sprzeciwiał się zdaniu pani Zameckiej; toczyła się bowiem między nim a nią bardzo ożywiona dyskusya, prowadzona półgłosem i połączona z żywą gestykulacyą. Na chwilę pani Zamecka stanęła, splotłszy dłonie u rąk wyprężonych tak, jak to się robi w głębokiem zamyśleniu, zacisnąwszy usta i wlepiwszy spojrzenie w ziemię, podczas gdy p. Alfred mówił szybko, podnosząc przy tem ramiona i rozwierając ręce, jak gdyby chciał