Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i zbadać, jak się ma. Jestem tak przerażoną, pod wpływem pańskiego wykładu z chemii, że drżę cała. Wandziu... ach... wody!...
To mówiąc, usiadła na kozetce w półcieniu. Widocznie słabo jej się zrobiło. Wszyscy rzucili się do karafki z wodą, napiła się trochę i zaklinała doktora, ażeby szedł do Tadeusza.
— Proszę się mną nie kłopotać, ja nie zemdleję. Nigdy w życiu nie zemdlałam. Niechże konsyliarz będzie łaskaw iść do pokoju mojego męża.
— Co za niezrównana kobieta! — pomyślał dr. Chimerski, wykonując jej polecenie. — Dobra, uczuciowa, kochająca, rozumna i ani śladu jakiegokolwiek udawania, pozowania! Żadnej, choćby najniewinniejszej, zwykłej „kobiecej blagi!“ Nieoceniona kobieta.
— Biedna kobieta — myślała panna Wanda. — Ach, gdyby tak Alfred pobladł, i gdyby mu brakło oddechu, jakżebym się zlękła!
— Moja droga Wandzuniu, bądź łaskawa... Mnie trochę niedobrze. Tam w moim budoarze, na gotowalni, albo na stoliku koło krosienek, jest flakonik z octem toaletowym. Gdybyś mi go przyniosła! — I to rzekłszy, pani Helena oparła bezwładnie głowę o poręcz kozetki.
Wandzia wybiegła do budoaru. W salonie, naprzeciw pani Zameckiej, stał tylko p. Alfred.
Słońce zaszło było od kwadransa. Salon, którego trzy okna wychodziły na werandę, a dwa inne ocienione były drzewami ogrodu, był prawie zupełnie ciemnym. Pani Helena nie mogła przeto widzieć obojętnej miny, z jaką pan Alfred Zgorzelski przyjmował wiadomość o słabości jej męża, i z jaką jej samej podawał wodę. P. Alfred ze swej strony nie mógł widzieć, jak pani Zamecka zbladła była, osłabła, i jak napiwszy się wody, przyszła nieco do siebie, gdy wysłała pannę Wandę Ciechocką po ocet toaletowy. P. Alfred, starający się od tylu lat o pannę Wandę i wytężający wszystkie siły w celu przyprowadzenia swojego stanu majątkowego do ładu, któryby mu pozwolił ożenić