Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tłumaczyć swojej pupilce, że powinna go nazywać „tatem“. W ten sposób obydwaj nasi podróżni w niezłym wcale humorze przybyli do pomieszkania p. Skryptowicza, który przedstawił Helenkę żonie i dzieciom, z następującym rozkazem dziennym:
— Dacie jej lalkę, i elementarz z obrazkami. Nauczycie ją mówić i czytać. Nauczycie ją nazywać tego pana tatkiem, a nas oboje, wujem i ciotką. Wyperswadujecie jej, że „dit’ko“ nie jest jej matką, ale spowiednikiem babci Podwalskiej. Przedewszystkiem zaś, dacie jej jeść. Lewo w tył-zwrot! Odstąpić!... A co tam za licho tak gderze w kuchni?
— Nie, to nic — odpowiedziała uspokajając p. Skryptowiczowa. — Jakie to ładne dziecko, a jakie podobne... — dodała przypatrując się Helence i całując ją.
— No, no, mniejsza o podobieństwo, wolisz nie wspominać o tem. Do kroćset... co to za hałas w kuchni, i czemu nie dają jeść?
— Nic, to nic, Karolu, zaraz będzie obiad. — I pani Skryptowiczowa zwróciła się do p. Zameckiego, z uznaniem za dobry uczynek, który wypełnił, i z zapewnieniem, że jej zawsze niezmiernie żal było tego dziecka.
— Czemużeś mi nigdy nie mówiła o niem — zagadnął mężulek — jeżeli wiedziałaś o jego istnieniu?
— Ależ... z tobą tak trudno mówić...
— Trudno, trudno! Ma się rozumieć, że trudno, kiedy człowiek mdleje z głodu, a do zachodu słońca nie może doczekać się jedzenia! Cóż to jest, powtarzam, kto tam tak hałasuje w kuchni?
Pani Skryptowiczowa zapewniła raz jeszcze, że to nic, a p. Tadeusz przerwał tę maleńką scenę, niezbyt niezwykłą na widnokręgu małżeńskim państwa Skryptowiczów, wszczynając z p. Karolem rozmowę o niektórych szczegółach, tyczących się małej Helenki. P. Skryptowicz opowiedział mu, że Drozdowska swojego czasu, wziąwszy za to tysiąc pięćset złr. zawiadomiła władzę, iż w niewiadomy sposób przyniesiono do jej pomieszkania i zostawiono tam nowonarodzone