Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

puszczał, że ktoś starający się o pannę będzie ją prosił o podpis na wekslu!
— Inny nie może, a pan może; ja wiem, że pan może.
— Nie, nie zrobię tego na żaden sposób. Nie mogę tego zrobić. — Tu p. Alfred przeszedł się parę razy po pokoju w głębokiem zamyśleniu, a nakoniec stanął przed Goldsteinem i popatrzył mu w oczy.
— Słuchaj — rzekł — czy Rosenblum poszedłby do panny Podwalskiej pytać się ją, czy to jej podpis?
— Aj waj, ja wiem już co pan myśli! To być nie może, ja nie robię takich geszeftów! Ja jestem faktor od złych i od dobrych podpisów, ale nie od takich... Tu pan Goldstein wielkim palcem prawej ręki wskazał przez swoje plecy znacząco w stronę, w której znajdował się miejscowy sąd karny.
P. Alfred wpadł w srogi gniew z powodu insynuacyi, połączonej z tym giestem, i postąpił sobie z p. Goldsteinem tak sumarycznie, jak się często postępuje z żydem, od którego się nie spodziewa dostać pieniędzy, t. j. wyrzucił go za drzwi. Zmęczony tą operacyą i pogrążony w czarnych myślach, bohater nasz siadł na sofie i włożywszy ręce w próżne kieszenie, w niemej zadumie wlepił oczy w drzwi, po za któremi znikł p. Aron. Trwało to z kwadrans, po którego upływie dało się słyszeć pukanie.
— Kto tam?
Drzwi odchyliły się lekko i ukazała się w nich postać tego samego rodzaju, co Goldstein, ale więcej ruda, zyzująca i chuda. Postać ta wsunęła się do pokoju tajemniczo, i zdjąwszy poprzednio kapelusz, uchyliła jarmułki dla wyrażenia większego jeszcze uszanowania, rozglądając się przytem na prawo i na lewo.
— Czego chcesz?
— Proszę jasnego pana, ja jestem Simche Berger. Ja nie jestem żaden faktor, ja jestem sam kupcem. Poco jasny pan wdaje się z tymi faktorami? To cygany!