Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale zła, powiadam ci, i oburzona, i obydwie rozsypały tu pół korca morałów i wykrzykników, i zawracały oczami, jak jezuita, gdy się dowie, że jego klientka zostawiła legat bernardynom, a o jezuitach zapomniała.
— Ot, bredzisz, Józiu.
— Ależ do kata, przypomnij sobie tylko, co właściwie opowiedziała Marszewska. Wszak choć podobno nie wiesz dokładnie, co się z toba dzieje, pamiętasz może, że byłeś parę razy u Mamułowiczowej?
— No, i cóż z tego?
— I uważałeś może, że pani Mamułowiczowa okazuje bardzo wiele względów na ciebie, tak, że to już wszyscy spostrzegli, i że zrobiono pół kopy plotek z tego powodu. Kiedy więc Marszewska wpadła do ciotki ze swoją historyą, wywołała tam zgorszenie i oburzenie nie do opisania. Szkoda że cię nie było tutaj, byłbyś słyszał więcej nauk moralnych, niż w Ławrowie od księdza Prokopiusza.
— Czegoż to ma dowodzić? Wszak w istocie, gdyby się tak rzecz miała, jak opowiadano, Elsia miałaby wszelki powód być oburzoną!
— Tak, tak! powtórzył zuowu Józio, puszczając kłąb dymu z papierosa, nadymając usta i kołysząc się wraz z krzesłem. — Podobasz mi się, młodzieńcze, pełen wiary, miłości i nadziei! Swięty Stanisław Kostka, gdyby nie był twoim pierwowzorem, byłby niezawodnie twoim naśladowcę, i mimo to zaliczonoby go w poczet świętych. Radzę ci jednak po przyjacielsku: nie bądź zbyt maluczkim, bo nigdy nie będziesz wywyższony, przynajmniej nie na tej ziemi!
— Mój Józieczku, ten przebrzydły doktor postawił ci oczywiście za wiele pijawek; zamiast krwi, masz w sobie jakieś nieznośne, kaustyczne kwasy!
— A ty zamiast złego zieleniaku, musiałeś łyknąć jakiegoś czarodziejskiego płynu, dzięki któremu wszystko wydaje ci się pięknem i różowem. Powtarzam ci, słuchaj dobrego przyjaciela, który wyspał się w łóżku, i nie przetańczył ostatnich dziesięciu godzin, ani też truł się złem winem; słuchaj mię i nie wierz Elsi tak ślepo. Tyś taki