Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeden z drugim. Tylko nie wiedzieliśmy, że to jest doloryzm i że o tem uczą, w książkach.
— Głupiś — rzekł pierwszy cień — to, co wyście zrobili, to był rozbój, a to, co ja mówię, to jest zasada, rozumiesz?
Stanisław nie słyszał dalszego ciągu tej budującej rozmowy, w tej chwili bowiem nadszedł dozorca, który go zawezwał, ażeby się z nim udał do pana ober-inspektora.
Tam wskazano mu krzesło i zadano mu najprzód kilka pytań ogólnikowych, jak się nazywa, zkąd rodem i t. d. Następnie ober-inspektor przedłożył mu pierwszy papier, który wczoraj zabrano mu w jego mieszkaniu.
— Czy znasz pan tę broszurę?
— Znam.
— Czy przyznajesz się pan do jej posiadania?
— Przyznaję.
— Czy znasz pan jej treść?
— Oczywiście; jest to przecież program p. Słomomłockiego, który rozdawano publicznie w obecności pana inspektora na zgromadzeniu przedwyborczem. Mam jeszcze parę egzemplarzy w domu, bo mi ich kilka wetknięto w rękę przy wejściu do sali.
Protocoll! — zawołał p. ober-inspektor, i spisano tak skrzętnie zeznania Stanisława, jak w gdyby w istocie zawierały coś nieznanego i nowego.
— A ten list znany jest panu? — zapytał ponownie ober-inspektor, pokazując drugi papier.
— Nie przypominam sobie, musiałbym go przeczytać.
— Ja go panu odczytam: „Kochany Stasiu! Nie ma najmniejszej nadziei wydobyć co od Antka. Jestem w tem samem położeniu, co ty, bo zarwał mię także. Twój socius doloris, Michał.“ Uważasz pan, „socius doloris!
— Ach, to jest list od kolegi mojego, Michała Drewalskiego z Sokołowa. Poręczyłem dług za drugiego kolegę, Antoniego Pumpmeiera, którego przeniesiono także do Sokołowa, i musiałem zapłacić. Udałem się tedy do Dre-