Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakżem go miała prosić, kiedy nie chciał iść, jeno mówił, coby pan profesor zara przyszli do niego, bo jakaś tam publika nie cierpi zawołoki.
— Pewnie „sprawa publiczna nie cierpi zwłoki!“ Idę natychmiast, idę. Poczciwa ta sprawa publiczna! Pędzę bez zwłoki!
I nie wdziawszy nawet napowrót czarnego tużurka, Stanisław chwycił za kapelusz i wybiegł, zostawiając swoje gospodarstwo na łasce Janowej, która ruszała ramiouami i dziwiła się w duchu, jak taki porządny człowiek, profesor, może zajmować się osobami tak dwuznacznej reputacyi, i pędzić za niemi nie zamknąwszy na klucz pokoju. Zszedłszy na dół, nie omieszkała udzielić swoich uwag w tej mierze żonie listonosza, który mieszkał na podwórzu w oficynie. Listonosz zaraz potem przy szklance piwa rozmówił się o tem z woźnym, ten zaś nie będąc Milicyaninem z rodu, ale pochodząc z Chaocyi, miał une idée fixe, że ktokolwiek mówi o zawołokach i o publice, ten dybie na jego posadę. Zaraz więc nazajutrz w południe doszło do wiadomości ober komisarskiej władzy, że niejaki profesor Wołodecki i jakiś sekretarz, jeszcze nie wyśledzony, knują spiski zmierzające do zamącenia dobrych stosunków między Chaocyą z jednej, a Milicyą i Landweryą z drugiej strony — w trzy dni zaś później Rak, organ opinii wychodzący w Sokołowie, umieścił artykuł dający niedwuznacznie do zrozumienia, że Wilków jest siedliskiem niebezpiecznej agitacyi, importowanej z zagranicy, że knują się tam różne rzeczy, mogące narazić kraj na ogromne nieszczęścia, i że ludzie dobrze myślący powinni sparaliżować takie niecne zamachy, wskazując sprawców kompetentnej władzy. Byłoby szczególnie pożądaną rzeczą — mówił dalej Rak — ażeby wyłączny nadzór nad wychowaniem młodzieży oddano kościołowi, wówczas bowiem nie mielibyśmy pedagogów, pod pozorem miłości dobra publicznego, nie znoszącego zwłoki, zatruwających umysły młodociane jadem bezbożności, nieuszanowania świętej spuścizny ojców, zawartej w trądycyi itd. itd.