Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a wyprowadzając się w jakiś czas później, nie uważał za rzecz potrzebną wypróżnić szuflady, o której wiedział, że nie zawiera nic cennego. Po nim zaś odziedziczył pokój, stolik i szufladę inny poeta, znalazł ów manuskrypt i posłał do Warszawy, gdzie wydrukowano go w pewnem piśmie literackiem, umieszczającem prace pierwszorzędnych jedynie autorów. Poeta Nr. 2. otrzymał za to dziesięć rubli srebrnych (w papierach) i pochwalną wzmiankę w rocznikach literatury, a poeta Nr. 1. nie zubożał wcale.
Skazawszy swoje rymy na pogrzebanie w szufladzie, Stanisław przypomniał sobie, że pewien mędrzec rzymski zwykł był znajdować w nauce pociechę i zapomnienie bólów i trosk wszelkiego rodzaju. Wziął tedy z półki książkę, traktującą teoretycznie i praktycznie o konstrukcyi rozmaitych mostów kamiennych, drewnianych i żelaznych, otarł dwie łzy, które mu stanęły były w oczach podczas owego potopu rymotwórczego, i wkrótce wśród rozmaitych formułek i figur o prostych i o krzywych liniach, wojna z Laputańczykami, konfitury różane i czarne oczy panny Natalii już tylko nakształt jakiejś niewyraźnej zmory ciężyły na umyśle ujętym w karby nieubłaganych i wyraźnych prawideł matematycznych.
Rzecz oczywista, że żaden romans nie mógłby się rozwinąć, gdyby wszyscy zakochani młodzieńcy postępowali w ten sposób. Ale jest muza, która czuwa nad powieściopisarzami, i nim jeszcze słońce tego dnia zaszło, muza ta wkroczyła do pokoju p. Stanisława, przybrawszy skromną postać pani Janowej, żony stróża kamienicznego, która usługiwała kawalerom, mieszkającym w domu.
— Proszę pana profesora — rzekła — tu był jakiś pan sekretarz Klu... Kluska...
— Kluszczyński? — zawołał nasz bohater — zrywając się z krzesła, jak gdyby odkrył jaką wadę w jego konstrukcyi i przewidywał, że się zawali.
— A, może i Kluszczyński.
— Czemużeście go nie prosili na górę, Janowa! Tyle razy wam mówiłem...