Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szedł był innemi drzwiami zobaczyć co się dzieje, i czyli Turpin, który czasami umiał być niebezpiecznym, nie wyrządza jakiej psoty — sekretarza zaś zostawił zajętego podpisywaniem obligów Banku Pilodemicznego, które już miano puszczać w obieg i na każdym z których stało: Kluszczyński, prezes; dr. Mitręga, naczelny dyrektor; Salewicz, kasyer. Wyszedłszy aż do sieni prowadzącej na podwórze za domem, dr. Mitręga zastał tam pannę Natalię z Turpinem, który na jego widok natychmiast się uciszył. Z rozmowy, która się wywiązała przy tej sposobności, wyjmuję ustęp następujący:
— Panno Natalio! Miałożby być prawdą, miałożby w istocie, w istocie, być nieodwołalnem, co słyszałem przed chwilą z ust ojca pani?
Postawa i wyraz twarzy dr. Emanuela wyrażały w tej chwili boleść prawdziwie tragiczną.
— Pan Wołodecki — odparła zastosowując się jakoś odrazu do jego kamertonu i z drżeniem w cichym głosie — Wołodecki ma oddawna słowo mojego ojca.
— Ależ pani, pani... czy także dałaś mu słowo?
— Ja muszę... słuchać rodziców... ich wola... jest dla mnie świętą...
— To okropne! To... to... (chytając się ręką za czoło)... ja tego nie przeżyję!
— Pan?!
Najdłuższe francuskie a z „daszkiem“ nie byłoby wstanie zawrzeć w sobie tyle prawdziwego zdziwienia, udanego powątpiewania i źle ukrytego tryumfu, co to zwykłe a w tem słowie: pan?!
— Ja, ja pani! Ach czyliż potrzebuję mówić, czyliż nie wiesz pani, nie odgadłaś oddawna, jak cię ubóstwiam, jak ginę, schnę za twoim widokiem, jak cię kocham!
— Słyszałam przecież raz coś o zerwanej róży i o innym kwiatku...
— Ach, nie bądź pani okrutną! Zerwałem, zerwałem, nie różę, ale wszystkie węzły, w które mię uwikłać chciano,