Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

my, razem 100.000 idealników, układamy statut i przedkładamy go do zatwierdzenia w Krachenburgu. Zatwierdzenie to mam już jakby w kieszeni, dzięki moim stosunkom z różnemi ambasadami, zawiązanym podczas ostatniej akcyi politycznej. Na zasadzie statutu wydajemy obligi dłużne, w sumie, przypuśćmy, jednego miliona. Obligi te sprzedajemy na giełdzie, po kursie, oczywiście, niższym od nominalnego np. 90 za sto. Używamy do tego ajenta, dyrekcyi jakiego, banku krachenburgskiego lub tp. Ten zastrzega sobie prowizyę 5 od sta, drugich 5 od sta zatrzymujemy sobie, jako należący nam się zysk założycielki. Mamy więc już 50.000 czyli połowę naszej subskrypcyi. Zostaje 800.000 idealników, które rozpożyczamy na 12, a z różnemi dodatkami, 20 od sta. Od nominalnego miliona, wyniesie to 200.000 rocznie, a ponieważ od obligów płacimy tylko 6 procent, więc zostaje nam rocznie 140.000 zysku od jednego miliona, a przeszło 500.000 od trzech milionów. Zysk więc wcale znaczny, nieprawdaż, a przecież jakie to dobrodziejstwo dla tego nieszczęśliwego ludu, który płaci żydom sto i dwieście nawet za sto, lichwy!
— Panie, to plan genialny, kolosalny! Ale czy to być może, czy to nie złudzenie?
— Oto jest drukowany projekt statutów, a oto formularz podania, na którym brak tylko podpisów założycieli.
— Więc... nie ma jeszcze żadnego założyciela?
— Cha, cha, to właśnie mój sekret. Nasza szlachta uroiła sobie, że bez niej nic zrobić nie można, i chciałaby wszędzie rej wodzić. Ma się rozumieć, że od kogo wychodzi inicyatywa, ten później ma większe prawo do prezesostwa, do nadzoru, do dyrekcyi itp. Otóż postanowiłem raz ukarać moich panów braci grandów i hidalgów, i pokazać im, że i bez nich, samem mieszczaństwem milicyjskiem czegoś dokazać można. Znajdzie się i dla nich miejsce, ale na szarym końcu. Dlatego też sekretarz dobrodziej jesteś pierwszym, przed którym cały mój projekt wyjawiam. Nie wątpię, że znajdziemy uczestników.