Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Hoho! Dlaczego! Jest Abel, Bandura, Bykowski, Ceber, Cygański...
— Jakto, cała nasza „czerwona“ lista, i cała „zielona?“
— Cała! Cała!
— Skoro tak, to należy nam wybierać najpierw ludzi dyskretnych, a następnie i takich, którzyby nie wahali się ponieść pierwszych drobnych wydatków na koszta założenia, podróży do Krachenburga itd. Następnie, ja i sekretarz udamy się do Krachenburga, dopilnujemy osobiście sprawy i wrócimy na parę dni tylko, ażeby ukonstytuować się, wygotować obligi, i znowu: wio! po pieniądze. Tutaj tymczasem inni koledzy dobiorą nam roztropnych ajentów, których rozeszle się po prowincyi, ażeby wydawali promesy na zaliczki i pożyczki — i tak, najdalej za miesiąc, Bank Filodemiczny będzie w pełnym ruchu. Muszę jeszcze tylko zrobić uwagę, że prawo do zysków służyć będzie każdemu w miarę subskrybowanego udziału. Ja nie mogę w tej chwili subskrybować więcej jak 5000 idealników.
— Ja subskrybuję 20.000 tymczasowo, a potem, zobaczymy!
— A więc, dla przykładu, proszę! — Tu dr. Mitręga przysunął sekretarzowi arkusz starannie porubrykowany.
— Sądziłem, że pan doktor?...
— Jakto, już niedowierzanie? Wszak to jest dopiero arkusz prowizoryczny. Później dopiero sporządzi się akt notaryalny, formalnie i prawnie obowiązujący.
— Ach, dla Boga, wszak nie tak myślałem! Sądziłem tylko, że pan doktor, jako inicyator...
— Nigdy w świecie! na prezesa trzeba nam człowieka poważniejszego wiekiem, doświadczeniem i stanowiskiem, jak np. pan sekretarz dobrodziej!
— Kochany doktorze dobrodzieju!
Nastąpiły wzajemne uściski i zapewnienia przyjaźni, a po nich, podpisano arkusz. Plan, który w powyższej rozmowie wyłożyliśmy w głównych jego zarysach, znalazł licznych i chętnych adherentów. W lot subskrybowano całą