Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to panie te, panie tego, trzeba nam ostrożnie... można narazić kraj na straty nieobliczone. Lat temu kilkanaście, ojciec tego właśnie Wołodeckiego, który jest u pana w redakcyi, stracił chleb i umarł w nędzy z powodu, iż kilku opozycyonistów wieczerzało i nocowało w jego domu, o czem oczywiście dowiedział się oberkomisaryat. Miałem sam wiele do cierpienia z tego powodu; wyobraź pan sobie, że mnie, wypróbowanego patryotę, mnie, śmiano podejrzywać o tajny donos w tej sprawie!
— Okropność! — zauważył dr. Mitręga, notując sobie wszakże ten fakt w pamięci. — Ale, nie oddalajmy się od przedmiotu. Jeżeli mówię o opozycyi, to o opozycyi legalnej, takiej np. w jakiej byliśmy stawiając kandydaturę Ciemięgi przeciw Bombogromskiemu.
— Brawo, taka opozycya, w to mi graj, panie te, panie tego!
— Spieszę do konkluzyi. Ażeby legalna opozycya była skuteczną, trzeba mieć masy za sobą, tj. lud wiejski. Tymczasem lud ten jest w ręku lichwiarzy żydowskich, z których go wyrwać potrzeba, i do tego też zmierza mój projekt Banku Filodemicznego, obliczonego na razie na 3 miliony, a z czasem, na 30 milionów i więcej kapitału.
Sekretarz aż potarł głowę, na którą mu pot wystąpiły spostrzegł, że nie ma na niej czapeczki, włożył ją tedy i zdjął natychmiast, trąc włosy coraz mocniej i wyrażając w całej postawie swojej najkompletniejsze osłupienie. Po chwili zaledwie zdołał powiedzieć:
— A... a... zkądże wziąć tyle pieniędzy?
— Tyle! — rzekł dr. Mitręga z uśmiechem. Sekretarz zdajesz się być mniej obeznanym z manipulacyami finansowemi?
— To jest... tak... do pewnego stopnia... lecz miliony, miliony!
— Miliony są tylko frazesem, nie jeden co niemi operuje, nie widział ich nigdy. Proszę mię posłuchać. Jest nas dziesięciu, dwunastu, dwudziestu. Tworzymy grono założycieli, subskrybujemy, powiadam: subskrybujemy, nie płaci-