Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O cudowna mocy ośmiu tysięcy idealników! Stanisław sam się zapraszał na kawę, po sześcioletniej zaledwie znajomości!
Zarumienił się wprawdzie mocno, usłyszawszy dźwięk własnych wyrazów, ale już było zapóźno, ażeby je cofnąć.
— A widzisz — zawołała p. Magdalena do męża — p. Wołodecki nierównie jest grzeczniejszym od ciebie. Uznaje przecież, że i o nas trochę pomyśleć wypada, a nietylko o tej waszej nieznośnej polityce. I ty mógłbyś zatrzymać się chwilkę; zaraz będzie kawa.
— Zatrzymać się! Kobieto, co tobie w głowie? Ja mam pić kawę, a tymczasem Wtorkowski albo Czwartkiewicz palną jakie głupstwo, które się już naprawić nie da, i które pokrzyżuje wszystkie plany dra Mitręgi, i innych mocarstw... Idę, pędzę, galopem, każę im czekać na wiadomości z Krachenburga!...
Ostatnie te słowa wymówione już były na ulicy. Dla uspokojenia czytelników powtarzam, że sekretarz nie mógł się spóźnić, ani Wtorkowski bowiem, ani Czwartkiewicz, ani nikt inny w całym Wilkowie nie rozpoczynał żadnej „akcyi“ — wszyscy owszem „czekali galopem“, jak mówił sekretarz, na rezultat misyi majora Bombogromskiego w Krachenburgu, który przecież zapowiedział, że „już on im pokaże!tt Czekali nie galopem nawet, ale ventre à terre; nikt nigdy tak pilnie i usilnie nie mozolił się czekaniem, jak obywatele wilkowscy.
— Czy ten dr. Mitręga jest w istocie taką ważną i wpływową figurą, panie Stanisławie? — zapytała panna Natalia.
— To jest... tak, rzeczywiście... dziennikarstwo dziś nie jest bez wpływu na bieg spraw publicznych... zresztą ma on stosunki i z ludźmi zajmującymi bardzo znakomite stanowiska...
— Mój ojciec nie może go się nachwalić... Co do mnie, znajduję go zarozumiałym i nadętym...
— O, nie! ma on tylko tę pewność siebie, jaką daje  obracanie się w wyższych sferach towarzyskich. Przytem,