Strona:Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 4.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nadzieja błyśnie mi w rozlśnieniu krótkiem,
By mnie zostawić w mrocznej łez dolinie.

O dni nadziei, uszłyście mi lotem!
Darmo się myśl ma, by was schwycić, traci,
Darmo perswazja wabi was z powrotem
Swojemi tony, o goście skrzydlaci!
Ale wy macie piękność barwnej tęczy,
Co się na wodach wieczorami wdzięczy.


III.

Rodzinna rzeko, Kaskado Zachodu!
Ileż minęło lat przeróżnych! Ile
Godzin radosnych i jak smutne chwile
Przeszły od czasu, gdym rzucał za młodu
Skałki o pierś twą i liczył u brodu
Twego ich skoki! Jak to wszystko w młodą
Wgryzło się duszę! Każdy promień słońca
Łączę z wikliną nadbrzeżną, z tą wodą,
Z temi czółnami, z tym piaskiem, bez końca
Zmiennym w kolorach!... O wizjo młodości!
Nieraz igrałaś z męskich trosk mych szkodą!
Ach! Przecz dziecięcy wiek już nie zagości?!


HYMN PRZED WSCHODEM SŁOŃCA
W DOLINIE CHAMOUNI.

Możesz-li jakiem powstrzymać zaklęciem
Gwiazdę poranną w jej biegu? Jak długo
Zda się spoczywać nad twą łysą, groźną
Głową, królewski ty Montblanku! Arwa
I Arweiron szaleją bez końca
U twych podnóży. Ale ty, postaci