Strona:Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 4.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Majestatyczna, z jakimże spokojem
Ze spokojnego wyłaniasz się morza
Tych twoich świerków! Naokoło ciebie
I ponad tobą głęboki, masywny,
Ponury, czarny przestwór, jak z hebanu!
Wydaje mi się, że wbijesz się w niego,
Jakby klin jakiś! Lecz gdy spojrzę znowu,
Widzę, że jest to tylko gmach twój cichy,
Twa kryształowa świątynia, przybytek,
W którym przebywasz od czasu wieczności.
O ty szczęśliwy, groźny Wierchu! W ciebie-m
Patrzał, dopóki, cielesnemu oku
Ciągle widoczny, nie zniknąłeś moim
Myślom: i w modłach pogrążon zachwytnych
Niewidzialnego wielbiłem jedynie.

Ale jak słodka, czarowna melodja,
Snać taka słodka, że nie wiemy wcale,
Iż jej słuchamy, tyś się z moją myślą
Zlewał tymczasem, o tak, z mojem życiem,
Z mojego życia przetajną rozkoszą
Aż rozszerzona ma dusza, w zachwycie
Z tą się potężną zjednoczyła wizją,
W tej przyrodzonej, widać, już postaci
Rosła i rosła, by się stopić z niebem.

Zbudź się, ma duszo! Nie samą li bierność
Uwielbień winnaś, nie li łzy nabrzmiałe,
Milczące dzięki i nieme zachwyty!
Zbudź się ty głosie słodkiej pieśni! Zbudź się!
Zbudź się o serce! Zielone doliny,
I zwały lodu niech się w hymn mój złączą.