Strona:Jan Grzegorzewski - Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nijak nie mógł iść dalej, — choć go ciągnęliśmy — odpowiada Gustaw, wstrząsając ciupagą: — daliśmy mu funt bryndzy i kawał chleba, aby wracał do Zakopanego, a sami pomiędzy siebie rozebraliśmy rzeczy z jego torby. Widzę, że obadwaj obładowani nad miarę; każdemu przybyło co najmniej po dwadzieścia funtów, a i nam przybył ciężar, bo pozostał ciężki koc futrzany, wielce mogący się nam przydać na noclegach, a którego już nie miałem serca wkładać na bary któregokolwiek z górali; braliśmy więc go kolejno z panem Józefem D. na siebie zamiast burki i tak podążaliśmy naprzód. Mimo to sprawa z Ojtkiem jeszcze nie była załatwiona. Idąc po nad krańcem Stawu Czarnego zaczynamy reflektować i rozmyślać nad tem, — dojdzie czy nie dojdzie Ojtek do Zakopanego? A może jeszcze nie wytrzeźwiał? może osłabiony padnie i zamarznie w śniegu? Mimo zapewnień górali, że figluje i nic mu się nie stanie w drodze powrotnej, niepokój ogarnął serca nasze, niepewność o losach jego zatruwałaby każdą chwilę naszej wędrówki, a przypuszczenie o możliwej śmierci jego zaczęło wżerać się w mózgi nasze i ciążyć ołowiem. Wreszcie po kilku minutach takiej walki wewnętrznej, pierwsza odezwała się panna Stanisława:
— Nie, nie mogę wytrzymać tej niepewności, rezygnuję z Morskiego Oka i gotowam wrócić wraz z kuzynkiem Józiem wślad za Ojtkiem.
Zaczynam ważyć wykonalność tego planu i obrachowywać siły nasze. Do straży powracających dwóch osób potrzeba byłoby dodać dwóch górali — Gustawa i Józka, a i tak jeszcze nie byłbym spokojny o los ich i Ojtka; z drugiej strony moja własna wędrówka naprzód z jednym Bartkiem również byłaby nie możliwa, bo nie wiadomo co nas czekać może w górach przy uszczuplonych siłach, zapasach żywności i odzienia. Wypada więc wszystkim razem wracać do Zakopanego. Gwoli jednego Ojtka? A śmiech ludzki z nieudanej wyprawy? dadząż wiarę, iżeśmy się cofnęli dla uratowania człowieka, nie dla braku własnej odwagi? — szeptała ambicja! a godzi się stawiać życie człowieka na kartę gwoli honoru? — szeptało sumienie.
— Dajcie termometr! — krzyknę w szalonem szamotaniu się ducha.
— Mamy 2½° — wołam, spozierając na przedziałkę Reau-