Przejdź do zawartości

Strona:Jan Chęciński - Beczka pacierzy.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Aptekarz zaciska wargi, aby śmiechem nie parsknąć, a wciąż mrugał oczyma do sędziego, który znów chustkę od nosa pcha do ust i śmiech tamuje.
Kobieta dostawszy lekarstwa, w mgnieniu oka z apteki wybiegła, a sędzia i aptekarz dając sobie teraz folgę — śmiali się do rozpuku.
Na drugi dzień zjawił się chłopak u sędziego: blady z zapadłemi oczyma — jakby z krzyża zdjęty.
— A cóż tobie chłopcze? — pyta troskliwie sędzia — tyś taki blady. Możeś ty chory, napijże się wódki.
— E... proszę pana sędziego, ja już nie będę pił.
— Napijże się... nalega sędzia....
Chłopak zaś trzęsąc głową, odrzekł z naciskiem:
— Ja już więcej pić nie będę.
Za jakiś czas poczciwego sędziego przeniesiono do innego miasteczka.
Z prawdziwym żalem pakowało manatki dobre sędzisko i wybierało się w drogę. Rzeczy miał nie wiele, to też sam ze swoją służącą spakował wszystko, bo chłopaków do posługi już nie trzymał. Coś tam pomogły sąsiadki, ale mało, bo służąca sędziego nie chętnie na to patrzała. Ale kiedy zajechał wóz i rzeczy