Strona:Jan Chęciński - Beczka pacierzy.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z wódką, a ja go już oduczę wtykania nosa do cudzej komory.
— A co pan chce zrobić? — zapytał udobruchany już nieco sędzia.
— Wleję do flaszki parę kropel emetyku, — odrzekł aptekarz. — Trochę chłopaka poszarpie, i będzie miał naukę na przyszłość.
Sędzia uśmiechnął się, wyszedł, a za parę chwil był już z powrotem. Wyjmując flaszkę, rzekł:
— Byleby się co złego nie stało.
— Proszę być spokojnym, to rzecz nieszkodliwa w małej ilości — odrzekł aptekarz i wpuścił zaraz parę kropel płynu do przyniesionej flaszki, potrząsnął nią, powąchał, potem znów nieco świeżego dolał spirytusu i znów flaszką zatrzepotał, następnie oddał sędziemu.
Na drugi dzień koło godziny 10 sędzia siedzi w aptece i rozmawia z aptekarzem. Wtem wpada do apteki kobieta, a składając ręce mówi:
— Panie japtykarzu, dajcie mi lekarstwa, bo mi chłopaka lejzok chycił.
— Co takiego się stało? — zapytał sędzia zadyszanej kobiety.
— Panie! — zwracając się do sędziego, — waszego chłopaka, co u was służy, mdli jak nieboskie stworzenie, cosik mu się stało.