Strona:Jan Chęciński - Beczka pacierzy.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Po jednym kubeczku.


— Dzień dobry panu, — rzekł sędzia, wchodząc do apteki.
— Dzień dobry, — odrzekł aptekarz uprzejmie. — A co pan sędzia dziś z tak kwaśną miną przychodzi.?
— Niech dyabli wezmą, — niema już ludzi pewnych na świecie, — odpowiedział ponuro sędzia. — Wziąłem chłopaka do służby, zaufałem mu, obchodzę się z nim, jak niemal z bratem, a ten hultaj mię okrada.
— A cóż takiego zrobił? — wtrącił aptekarz zaciekawiony.
— Widzi pan, złapałem go jak mi wódkę wypijał.
— E co... to głupstwo...
— U pana wszystko głupstwo, — wtrącił prędko sędzia, — czyż pan nie wie, że od igiełki do rzemyka, a potem szubienica.
— Niechże no pan sędzia przyniesie tu tę flasz-