Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Że pozwolę sobie pana w tej chwili za drzwi wyrzucić!
— Jeszcze słowo, pozwoli pani i sam wyjdę!
— Prędzej!
Klemens podszedł do siedzącej Heleny i wskazał jej ślepe, zabite drzwi widoczne tylko częściowo między szafą i kozetką.
— Tam właśnie za temi drzwiami mieszkam.
— Jakto? — krzyknęła Helena.
— Zdziwiło to panią, może zarazem przekona, że nie jestem tym, jak się pani wyraziła, szpiclem.
Helena zaczęła się przyglądać uważnie Klemensowi, poczem z poprzedniem zdziwieniem spytała:
— Jakto, tam pan mieszka, tu obok, przez ścianę?
— Tak! To właśnie moja jedyna specjalność, jeśli nie specjalność, to w każdym bądź razie sposób określenia mnie poza mojem imieniem i nazwiskiem. Można powiedzieć: „Ten z pod szesnastego“, albo „ten, który mieszka obok tej pięknej brunetki“. Nazywam się, pozwoli pani, Klemens Grudowski.
— Ale, to przecież pan był w nocy?...
— Ja!
— Poco pan przyszedł?
— Poto, by... — przyjrzał się Kosińskiej bacznie — poto, by móc dzisiaj rozmawiać z panią, poto by... — nie kończył, jakgdyby na jej słowa czekając.
— Poco ? — powtórzyła szeptem, nie słysząc więcej jego głosu. Przypomniała sobie wszystko, co od zbudzenia się już była zapomniała potrosze.