Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

słowa nauczyciela. Pamięta, jak mówił, pokazując szczegóły rewolweru, np. zabezpiecznik: „Ten migdałek, jak się go pchnie do góry, sztajerem ma gębą zamkniętą, jak się cofnie na dół — gęba otwarta“. Rewolwer był nabity. Helena, błądząc myślami po zakamarkach przeszłości, to zasuwała, to odsuwała zabezpiecznik. W zamyśleniu podeszła do lustra. Na tle jasnej, żywej plamy ciała wyznaczał się czarny kształt brauninga. Po oczach przebiegł pobłysk światła, równą linją znaczący długość lufy. Pobłysk ten spędził myśli w gromadkę i zdawał się przynaglać rękę do czynu, ponad którym stała, w jej obecnem mniemaniu, twarda wola Seweryna.
Helena podeszła do okna. Wspięła się na palce, by dojrzeć ulicę. W chłodnej, wilgotnej ciemność starało się skonać światło niewidzialnej latarni, poza tem żadnego znaku życia. Zkolei, nie wiedząc, co czyni i dlaczego czyni, podeszła do drzwi, przekręciła klucz w zamku, następnie zaczęła, niby je żegnając, oglądać meble w pokoju, wreszcie usiadła znowu przed lustrem. Znowu potoczyły się łzy. Helena opuściła się na kolana. Przełożyła rewolwer z prawej ręki do lewej. Przeżegnała się. Usta zaczęły szeptać urywane, niepowiązane w logiczny sens zdania, słowa od lat zapomnianej modlitwy. Łkanie ścisnęło krtań. Lewa ręka podała broń prawej. Jeszcze jedno przypomnienie nauki Margaja, że: „w razie czego można migdałka odsunąć wielkim palcem prawej ręki“. Odsunęła zabezpiecznik według wskazań nauczyciela. Spoglądając na koniec lufy rewolweru, przybliżyła ją zwolna do lewej piersi. Odchyliła głowę wtył. Do