Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

znania. Wytknęła oczom nagość. Poprowadziła nawrotnie szlakiem myśl tragicznym, aż do jedynego wrzekomo rozwiązania, do rozwiązania postanowionego, zdawało się jej przed czasem całego życia. Łzy potoczyły się po policzkach, popłynęły po wypukłościach piersi aż na odrętwiałe nogi. Zimno i strach obleciały ją w krąg. Zamróz dopadł serca, krwi i mózgu. Skuliła się cała, wsuwając razem złożone dłonie między kolana. Mniemała, iż zdoła jakowemś wewnętrznem zwarciem się ominąć śmierć, która wyjawiała się teraz z całą nieubłaganą wyrazistością. Na czoło myśli wychyliła się jedna najbardziej rozpaczna: że już nigdy nie zobaczy Seweryna. Wzięła znów do drżących rąk list jego. W miarę, jak go odczytywała, ogarniała ją ciepła, osłabiająca pewność. W tem roztkliwieniu trwała tak długo, aż wola śmierci stopniała w niem, niby gromnica oddechem wiernych w świątyni nagrzana. Widziała wciąż jeszcze, jako nieuniknione jedyne wyjście z położenia — tę śmierć, której bliskość zastraszyła ją, którą jednak wskazał i nakazał jej Seweryn. Najgłębiej przekonana, że taka była wola jego, wstała, iżby być posłuszną kochankowi.
Margaj, wyjeżdżając do Rosji, zostawił Helenie mały belgijski brauning. Nieraz podczas dnia lub nocy wyjmowała z pod poduszki tę, dopasowaną do każdej гęki, jak ją nazywała — maszynkę i powtarzała z tajemną lubością lekcję obchodzenia się z nią, cały wykład praktyczny, dopełniony niezmiernie barwnem omówieniem Margaja — jedynego przyjaciela Seweryna. Przypomniała sobie teraz wszystkie