Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z kim? Ona, Bronka, przecież podała ich sobie, zbliżyła, jak dwie krople do siebie, ona przecież rozradowanem patrzała spojrzeniem, kiedy się zespoliły, tak, iż stały się jedną kroplą o jednym słońca odblasku i smaku jednakim. Ona wraz z Margajem strzegła ich przed sprawiedliwością praw, godzących w wielkie, nadmierne szczęścia ludzkie. A gdy wichura rozwlokła ciało onej jednej kropli po drodze straszliwej rozłąki — oni odeszli.
Została w samotności niemej i głuchej. Poza granicami jej mroku czyha wszędy obłuda i jeszcze większa, sroższa, bo wroga i bluźniąca tęsknocie samotność.
Została za niemocną radą serca w zamknięciu własnego bólu, w promieniu błogosławionej tajemnicy, która uświęcała ich miłość, w otoczeniu rzeczy, pamiętających zadawne spojrzenia oczu, lub dotknięcia ciała Seweryna.
Wpatrzona w czarną sieć liter listu kochanka, trwała aż do późnego zmierzchu w radosnem zadziwieniu, niby słońcem rażona, oślepła na okrucieństwo prawdy, postrzegająca jedynie blask i wedle pragnień własnych zwidziany pozór rzeczy, nic wspólnego nie mający z właściwym jej kształtem i istotą.
Dzień, kojący zazwyczaj trwogę zamyśleń ponocnych, wygasał, gryząc się w mrokach coraz mętniejszych i coraz bardziej nieprzeniknionych. Wieczór zaczął podpowiadać zmysłom gorzkie słowa prawdy za dnia niepostrzeżonej. Wyobraźnia ze szczegółów prawdziwych wysnuwała światy ponurych otchłani i przepaście beznadziei. Każdy martwy na ścianie