Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

docna, obolała — była jedynie w stanie uchwycić się pociechy, słowa, mogącego zwilżyć czarną spiekotę tęsknoty. To niepostrzeganie tragicznych stron pewnych wydarzeń, jakiemi wśród nich były listy kochanka, chroniło ją od ostatecznego zaprzepaszczenia się w rozpaczy bez ratunku.
Stan zaś ten był wynikiem nadmiernego pognębienia jej przez treść ostatnich tygodni. Została sama, kędyś w pośrodku złowrogiej pustyni — którą jest wielkie miasto, ogołocone z serc najbliższych, mówiące wciąż tym samym monotonnym pogwarem, obcym stroskanemu sercu.
Jedyna jej przyjaciółka, Bronka Witanówna, za której sprawą poznała największą radość i najsroższe cierpienie na świecie, wyjechała do Rosji. Pognała ją tam miłość do Margaja — zawleczonego przez wojnę, gdzieś, aż nad Wołgę. Helena, tracąc tych dwoje, straciła cały niemal sens życia codziennego.
Bronka — siostra Seweryna Witana, człowieka, który obnażył przed Heleną istotną wartość bytowania, który wyszarpał własną, niezmierzoną namiętnością najżarliwszy płomień miłości ze skostniałego i zdawałoby się, niepowrotnie zniekształconego jej serca — odjechała, podobnie, jak odjechał on, jedyny Seweryn.
Komuż powierzy teraz swoją tęsknotę? Któż stanie na drodze jej powolnego umierania i spojrzy oczyma, tak przypominającemi czemś tylko dla Heleny uchwytnem, tamte oczy, szczęście dające? Kto zrozumie jej nienawiść do ludzi, do każdego ich uśmiechu i radości? Z kimże mówić będzie o nim?