Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Musi być posłuszna wszystkiej jego woli ojcowskiej i wyrozumiała bezgranicznie na bezradność dziecka poczętego w rozkoszach niewysłowionych i zrodzonego w jasności oślepiającej cierpień, niezamienionych na żadne rozkosze ciała, bo stokroć od nich rozkoszniejszych. Chodziła tedy od mężczyzny, który wstrętem ją tajonym przejmował, do krzyża, znaku wiary jej życia, kształtu łaskawego przez kalectwo swoje i ostrupiałą na nim ranę, o wejrzeniu wywiniętych warg murzyna.
Wieczoru jednego letniego zawiozła ich obydwu na dworzec. Kupiła bilety i własnemi rękami wniosła niemal do wagonu. Nie pomyślała przez chwilę jedną, aby mogło być inaczej, aby ktoś mógł ją wyręczyć.
Pierwsze dwie doby spędzili w Miedzborzu w tym samym czworaku, zamienionym na mieszkanie rządcy, tam, gdzie niegdyś mieszkał Klemens i dokąd wprowadził ją późnym wieczorem pachciarz Jankiel.
Dnia trzeciego od przyjazdu na wieś Seweryn i Helena przenieśli się do osobliwego budynku na Wygwizdowie. Klemens pozostał w czworaku, w dużej czystej izbie, tej samej, w której niegdyś leżał, czekając na przyjazd Kosińskiej.
Wygwizdowem chłopi międzyborscy nazwali wysokie piaszczyste wzgórze, oberwane od strony drogi i spływające łagodnie w równinę pól dworskich z drugiej strony. Odległość od zabudowań folwarcznych do Wygwizdowa równała się akurat całej litanji do Matki Boskiej. Szczyt szeroki wzgórza zaciemniało pół kopy starych chojarów, zaś zbocze, od strony ogrodu, kryły różnej formy łaty mchu i trawy rzadkie,