Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XI.

Aczkolwiek Grudowski niezupełnie uwierzył w słowa lekarza, jakoby śmierć bała się filozofji, przygotował na jej powitanie okrąglusieńki systemacik, wyostrzony jak sztylet i oparty rękojeścią o schorzałe piersi. Po dniach i nocach pasowania się z nią na tyle powrócił do zdrowia, że postanowił jechać do Miedzborza. Na postanowienie to wpłynęła w znacznej mierze zgoda Seweryna i Heleny porzucenia Warszawy i zamieszkania na wsi. Grudowski ani na chwilę nie dopuszczał do siebie myśli o rozstaniu się z nimi. Gdy tedy przestała mu grozić możliwość rozłąki z sąsiadami, zaczął zbierać resztujące siły i gotować się do drogi. Pomagała mu w tem Helena, którą ze swej strony zmuszał Seweryn do wszystkich posług i troski, aż przesadnej, o chorego. Helena była posłuszną. Była wciąż cieniem myśli i narzędziem woli swego kochanka. W milczeniu wykonywała wszystką pracę, przy obydwóch, snując nić swych oddawnych marzeń. Klemens był dla niej człowiekiem, mężczyzną z krwi i kości, jednocześnie symbolem jej życia minionego, życia, które kazał jej podtrzymywać Seweryn. A Seweryn to Bóg, którego odnalazła na bezmiernych obszarach swej miłości. Ojciec jej i dziecko jej jedyne.