Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kiedy po całorocznem leżeniu w łóżku zwlókł się wreszcie o własnych siłach, na werandę, by na niej bytować przez cały długi nieskończony szereg miesięcy. Chciał żyć. Wżarła mu się w mózg jakowaś twarda nieustępliwa wola życia. Owa wola wykreśliła na przyszłość plan pracy, właśnie to rozumowe wnikanie w każdą chęć i tępienie jej analizą myśli coraz bezwzględniejszych. Praca wcale nie była łatwą, bowiem siła pragnień życiowych nie odpowiadała częściowo wyczerpanym i stale wyczerpywanym przez chorobę zasobom, wogóle to życie przyczynującym.
— Jeśli — mniemał — w mojem życiu tkwi naprzeciw praw ogólnych siła, niszcząca te prawa, w każdym bądź razie ustawicznie w nie godząca, trzeba ów cały, jak go nazywał, kodeks organiczny podrzeć i rzucić na śmietnisko rzeczy zbędnych i zniekształconych przez poznanie. Na miejsce zniszczonego trzeba stworzyć prawo inne.
Z pierwszych przemyślań nad uchwaleniem tego osobistego prawa, zrodził się szczególny u Klemensa pogląd na dobro i zło. Jako granicę między jednem a drugiem dostrzegł skrętkę dwuch wartości, niby plecionkę z dwu nici: Jedną o mętnej barwie dobra, drugą o jeszcze mętniejszej barwie zła. Tę skrętkę stanowiło sumienie czyli, według Klemensa, tradycją życia społecznego ustanowiona miara i podział czynów ludzkich.
— Mojem sumieniem jest gruźlica! — powiedział sobie, a raczej dorzucił ten wniosek do woli życia.
Jak znaczna większość suchotników Klemens był skłonny do najbardziej cynicznych wglądań i obnażań